A review by lazofiaczyta
Damy, dziewuchy, dziewczyny. Podróże w spódnicy by Anna Dziewit-Meller

3.0

Ostatnio bardziej po drodze mi z krótkimi formami. Przynajmniej fale zastoju mają ten plus, że sięgam po zupełnie inne rzeczy niż zazwyczaj. No i nadal czytam, nawet jeśli objętościowo mniej.

Dzisiaj prezentuję wam drugą książkę z cyklu ,,Damy, dziewuchy, dziewczyny”. Jest ona poświęcona podróżom i tego jak przez wieki kobiety się w nich odnajdywały, jakie napotykały problemy (a było ich mnóstwo) i jak sobie z nimi radziły. Wydanie jest przepiękne. Stylizowane na dawną gazetę, z mnóstwem klimatycznych ilustracji. Pod tym względem nie ma się do czego przyczepić. Niestety mam parę uwag do tego jak książka wypada treściowo. Jest to dobra pozycja, ale mogłaby być lepsza. Na tym mogłabym zakończyć recenzję, ale czasem lubię sobie ponarzekać albo powytykać błędy w moim mniemaniu.

Książka ma mocny nastrój girl power, tego że bycie kobietą nie powinno nikogo (nas?) ograniczać. Zachęca do bycia odważną, do łamania skostniałych schematów i tego co powinno się i co wypada. Bardzo fajnie, bardzo mi się to podoba, ale jednocześnie mam wrażenie, że nie jest to do końca konsekwentne. Cały tom jest wzorowany na numerze starodawnej gazety. Mamy tu m.in. wywiady ze znanymi podróżniczkami, listy od nich, informacje ze świata, reklamy, sprawozdania głosem (albo raczej pismem) narratorki, jednej z podróżniczek. Wszystko skupia się na kobietach i ich przeżyciach dlatego tak bardzo zdziwiło i nie spodobało mi się to, że historię jednej z bohaterek (konkretnie chodzi o Bessie Coleman, pierwszą czarnoskórą lotniczkę) opowiada za nią jej przyjaciel a ona w całym rozdziale poświęconym jej samej mówi jedno zdanie. Jest to w pewien sposób uzasadnione w tekście, ponieważ cała rozmowa odbywa się na pokazach lotniczych w Chicago a sama bohaterka znajduje się w chwili wywiadu w przestworzach, ale pod koniec ląduje i jest zasypywana pytaniami przez tłum dziennikarzy i wtedy mówi to jedno zdanie, które jest odpowiedzią na to jak się czuła latając. Mam wrażenie, że można było to jakoś lepiej ująć. Zrobić tak by ona była w centrum uwagi, jak jej poprzedniczki. Po prostu (lekko) denerwuje mnie mówienie o przeżyciach i historii kobiet za kobiety kiedy one naprawdę świetnie to same umieją. Wspomniany przyjaciel mówi o Bessie w samych superlatywach. Chwali ją, że jest taka dzielna i odważna mimo że napotkała wiele problemów na swojej drodze, zwłaszcza jako osoba czarnoskóra żyjąca w USA w czasach kiedy naprawdę takim osobom nie było łatwo (nadal nie jest), ale nadal razi mnie to, że ona sama nie mogła o sobie opowiedzieć. Jej historia by na tym nie straciła, wręcz przeciwnie.

Kolejnym minusem było dla mnie niekonsekwentne używanie feminatywów. Fajnie, że się wiele razy pojawią bo są potrzebne i ważne, szkoda, że nie było to twardą regułą.

Ostatnią już łyżką dziegciu jest używanie słowa/terminu Indianie na rdzennych mieszkańców Ameryki i tłumaczenie tego, że tak zostało to kiedyś ustalone i tyle. No nie. Wiem, że to książka dla dzieci/młodzieży i pewne uproszczenia i skróty są konieczne, ale w tym przypadku jest to chybiony zabieg. Po prostu odchodzi się (odeszło się) od używania tego słowa z wielu różnych powodów i myślę, że dzieci czy młodzież spokojnie by to pojęły gdyby ktoś im porządnie wytłumaczył. To tyle z wad, które rzuciły mi się w oczy.

Ogólnie książka mi się podobała. Czyta się ją naprawdę dobrze, język jest łatwy i przystępny. Duży plus za to, że wybrano mało znane osoby a przynajmniej ja nie kojarzyłam 90% kobiet. Sama stylizacja na starą gazetę i sposób w jaki to wszystko jest zrobione bardzo mnie ujmuje. Jest w tym pewna nostalgia, zwłaszcza widać to po reklamach np. środka do czyszczenia naczyń czy przetworów rybnych w puszce. Jak ktoś widział kiedyś reklamy w gazetach przed- albo powojennych to wie o co chodzi. Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gusty pierwsza część cyklu.

,,Podróżom w spódnicy” daję takie 3,5 gwiazdek na 5. Było dobrze, ale mogło być zdecydowanie lepiej.