A review by notalek
Atramentowa krew by Cornelia Funke

5.0

4.6–5⭐

[reread]

Pierwszy tom wciąż lubię najbardziej, ale to w drugim poznajemy dokładniej atramentowy świat, który do tej pory jest jednym z moich ulubionych światów fikcyjnych (chociaż momentami wydaje się on o wiele bardziej prawdziwy niż nasz). Świat ten wciągnął mnie do siebie w całości kiedy czytałam tę książkę pierwszy raz, dobre kilka lat temu, a przy tym rereadzie wciągnął mnie tak samo, jeśli nie bardziej.

To jedna z tych książek, z którymi siada się na całe godziny, orientując się później, że jest już 23:30 i że od kilku godzin praktycznie nie zmieniło się pozycji. Podczas czytania czuje się emocje postaci, ogląda opisywane miejsca, słyszy i widzi wszystkie wydarzenia oraz ludzi biorących w nich udział. Podziwia się umiejętności Smolipalucha, stara się przyciszyć oddech by nie usłyszeli go żołnierze Żmijogłowego, słucha się głosu Mo i ogląda jak oprawia on wielkie księgi.

(Żeby nie było: nie wiem czy na wszystkich ta trylogia tak działa, ale na mnie zdecydowanie tak).

Czy "Atramentowa krew" ma wady? Oczywiście że ma, ciężko byłoby się obyć bez nich. Do I still love it with whole my heart? Absolutely.
Z takich które chcę wymienić to w sumie tylko to, że pod koniec wiele scen wydawało się trochę stłoczonych jedna z drugą i czytało się je bardzo szybko, podczas gdy wydarzeń w nich było bardzo dużo. Ale przyznam, że przez większość czasu nie zwracałam na to uwagi, bo podczas czytania ich przypomniało mi się co będzie dalej i emocje przytłumiły wszystko inne. Po tylu latach ostatnie rozdziały wciąż bolą. Nie wiem czy mniej czy bardziej niż za pierwszym razem, bo teraz niby wiem co się wydarzy dalej, ale to wcale nie ułatwia sprawy.

Mogłabym też ponarzekać na jeden z wątków romantycznych, bo momentami mnie mocno irytował, ale nie lubię narzekać, więc nie ponarzekam.

I jeszcze Fenoglio, old Fenoglio... ale z nim sytuacja wygląda mniej-więcej tak, jak w jednej ze scen określił to Mo:

"– Jak myślisz? – rzekł. – Czy mam czuć się zaszczycony, czy powinienem ukręcić Fenogliowi jego stary łeb?"

Tak.
Ponieważ jego postać jest poprowadzona wiarygodnie i w ogóle, nie jest on wadą z rodzaju tych które się wytyka książce i to jaki jest jest zamierzone, ale to jak mnie ten człowiek momentami wkurza to wy nawet nie wiecie XD.
"Na szczęście" są też inne postaci, gorsze od niego (na przykład Orfeusz ze swoim zachowaniem dziesięciolatka zdecydowanie go prześciga), bo inaczej stary pisarz byłby skazany na całe zirytowanie czytelników.
No i jako "pisarz" przyznam, że sporo rzeczy które robi lub mówi jest bardzo relatable.

Mogłabym naprawdę długo mówić o tej książce, ale nie mam w sobie tylu słów by móc ją dobrze opisać, więc będzie tyle.

Na koniec chcę jeszcze tylko dodać, że: Mortimer Folchart. Dziękuję za uwagę.