A review by lazofiaczyta
Zakon Drzewa Pomarańczy. Część 1 by Samantha Shannon

5.0

Można by pomyśleć, że ,,Zakon drzewa pomarańczy" mi się nie spodoba i będę się męczyć z lekturą ponieważ jest to okrutnie długa książką, dodatkowo podzielona na dwie części. Dlaczego? Głównym powodem jest fakt, że nie jest to moja fantastyka, a mówiąc moja mam na myśli, że są tam smoki i inne smoko-podobne istoty, rozbudowany świat z dużą ilością państw i królewiectw, bohaterowie z trudnymi do wymówienia i zapamiętania imionami a na dodatek wszyscy zwracają się do siebie per Czcigodny/a albo Szanowna/y. Jednak nic bardziej mylnego. Zostałam zachęcona do tych książek dlatego, że miała to być queerowa epicka fantastyka. A ja od jakiegoś czasu zaczytuję się z zamiłowaniem w takiej literaturze i bardzo mi się to podoba więc i fantastykę ze smokami musiałam poznać. Przyznaję, to i piękne wydanie (a ja kocham piękne okładki) kupiły mnie i nie żałuję.

Widząc ile stron ma ,,Zakon drzewa..." stwierdziłam, że przesłucham audiobook i to była bardzo dobra decyzja. Poziom wykonania jest naprawdę wysoki, lektura przypomina w odbiorze bardziej słuchowisko, bowiem mamy tu cztery osoby czytające (dwie lektorki i dwóch lektorów) i robi to niesamowite wrażenie. Łatwiej się połapać co się dzieje i co kto mówi. A dla osoby takiej jak ja, która przez pół części pierwszej nie wiedziała co się dzieje ten zabieg był mimo wszystko pomocny. Jestem sobie wdzięczna, że zdecydowałam się na audiobooka ponieważ papierowej wersji nigdy prawdopodobnie bym nie przeczytała bo za długa i za ciężka i niewygodnie i ominąłby mnie kawał (hehe) dobrej literatury.

Tak jak wcześniej mówiłam, narracja jest prowadzona z czterech perspektyw. Ead Duryan, dama dworu, która potajemnie stoi na straży bezpieczeństwa królowej Sabran IX, należy do tajemniczego Zakonu. Lord Arteloth Beck, zwany Lothem, najlepszy przyjaciel Sabran, przez ich bliską przyjaźń zostaje on oddelegowany na karkołomną misję, podczas, której towarzyszy mu jego najlepszy przyjaciel, Kitston Glade. Tané, pretendentka do Smoczych Jeźdźców, prestiżowej grupy, do której należenie to jeden z wyższych honorów w Seiiki, miejsca, z którego Tané pochodzi. I ostatni, Niclays Roos, alchemik, którego ambicja trochę pokonała i skończył wygnany przez królową Sabran.

Tak jak teraz patrzę to trochę się sobie nie dziwię, że miałam trudności z poruszaniem się po świecie wykreowanym przez autorkę. Czwórka złożonych bohaterów, każdy z nich jest oddzielną istotą, z zupełnie różnych środowisk, mający inne problemy, marzenia i cele. Sprawy nie ułatwiała mnogość lokalizacji, stworów magicznych i nadnaturalnych o trudnych do wymówienia nazwach, rozbudowana kwestia wierzeń i mitologii danych ludów (bardzo ciekawa swoją drogą) oraz zaplątane stosunki między państwami. Na pewno nie jest to lektura, którą można czytać/słuchać w tle nie skupiając się za bardzo nad tym co się aktualnie dzieje. Wystarczyło, że wyłączyłam się na chwilę i musiałam cofać bo nie wiedziałam co się właśnie zdarzyło. Dla kogoś zaznajomionego z tego rodzaju fantastyką to pewnie nie będzie żaden problem, ale ja potrzebowałam czasu by się wgryźć w historię.

Książka została podzielona na dwie części i trochę to się dało odczuć. Moje serce zdobyła pierwsza połowa. Dużo się działo, niesamowicie ciekawy świat przedstawiony, ten końcowy cliffhanger, to wszystko sprawiło, że mimo że trochę ciężko było mi się połapać w rozgrywających się wydarzeniach to jednak pierwsza część jest odrobinę lepsza. Druga również nie zawiodła. Po prostu mam wrażenie, że mimo natłoku akcji była trochę spokojniejsza i bardziej powtarzalna. Mimo wszystko słuchało się jej dobrze, przeżywałam na maksa perypetie bohaterów/ek, zwłaszcza dwóch i trzymałam kciuki by wszystko poszło według planu.

Nie można także zapomnieć o feministycznym wydźwięku książki. Mamy tu bowiem do czynienia z królewiectwem Inys, państwem rządzonym wyłącznie przez kobiecą dynastię Berethnetów. Jak głosi legenda każda królowa musi urodzić córkę, by ta mogła przejąć w przyszłości władzę a w swoim czasie dać początek kolejnemu pokoleniu władczyń bowiem dopóki zachowana jest ciągłość rodu, dopóty Bezimienny się nie obudzi, najgroźniejszy wyrm mogący mocno zagrozić losom królewiectwa. W tej opowieści to kobiety grają pierwsze skrzypce i nie są postrzegane jedynie przez pryzmat swojej urody. Dowodzą, podejmują trudne decyzje, inspirują i porywają tłumy, często przeciwstawiają się przestarzałym tradycjom i normom, robią po swojemu i wychodzą poza schemat, torując sobie nowe ścieżki. Oczywiście, również nie są wad, nie są idealne, niektóre potrafią denerwować, ale przez ukazanie złożoności ich charakterów są bardziej ludzkie i autentyczne.

A teraz najlepsze, czyli wątek romantyczny i mój ulubiony ship. Nie zdradzę między którymi postaciami bo to mógłby być spoiler, ale powiem tyle, absolutnie uwielbiam tę dwójkę. Teoretycznie różnie je wszystko. Są z różnych warstw społecznych, z zupełnie innych krain, mają odmienne spojrzenie na kluczowe kwestie a jednak coś je ciągnęło ku sobie. Można powiedzieć, że jest to miłość zakazana, co tylko podbija rangę tego wątku i ładunek emocjonalny zawarty w nim. Pojawiają się tzw. spicy momenty, nie jest ich dużo, za to ale napisane są z dużą klasą i finezją. Po prostu piękne. Nie skłamię mówiąc, że ta relacja była głównym powodem do lektury ,,Zakonu…” i była jednym z moich ulubionych elementów historii, na który czekałam z niecierpliwością, nie wiedząc co tam się jeszcze podzieje. Obgryzałam wyimaginowane paznokcie i siedziałam na skraju równie wyobrażonego krzesła. Totalnie mnie to wciągnęło.

Nacisk na emocje bohaterów oraz złożoność ich charakterów to kolejny plus. Nie ma tu jednoznacznie dobrych i złych postaci. Niektórych się owszem nie lubi i to nawet bardzo, ale wiedząc wszystko o nich, ciężko ich zaklasyfikować jako złoli*. Niektórzy mieli dobre chęci i światłe idee, ale nie wyszła ich realizacja, inni mimo że myśleli, że dobrze robią, zaszkodzili, jeszcze inni kierowali się tylko swoim dobrem, za co też spotkała ich zasłużona kara. *No dobra, może poza jedną postacią XD

Nie spodziewałam się, że ta historia mnie tak wciągnie i tak się zaangażuję emocjonalnie bo tak mówiłam to nie jest mój gatunek ani rodzaj książek, po które sięgam najczęściej. Głównie przez powody wyżej wymienione, ale nie żałuję i absolutnie było warto. Bardzo bym chciała poznać więcej takich książek.