Scan barcode
A review by lazofiaczyta
Dziewczyna z konbini by Sayaka Murata
3.0
Dość krótka książka opowiada historię Keiko Furukury, 36-letniej kobiety, która pracuje w konbini, czyli małym sklepie czynnym całą dobę podobnym do naszych Żabek.
Być może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że Keiko robi to od osiemnastu lat, lubi to i ku rozczarowaniu (zdziwieniu?) rodziny nie ma zamiaru się ustatkować wychodząc za mąż lub szukać lepszego zatrudnienia. Wizja schematycznego życia jak większość społeczeństwa ją po prostu nie interesuje. Odkąd pamięta była tą dziwną osobą, nie do końca rozumiała emocje i zachowania innych ludzi. Zresztą ten brak zrozumienia działał w dwie strony. Środowisko przez lata próbowało ją naprawić by niczym puzzel pasowała do układanki. Udało im się, ale tylko pozornie. Keiko z czasem wyuczyła się oczekiwanych od niej emocji i zachowań, ale nadal nie rozumiała czemu akurat tak należy postępować. Praca w konbini sprawia, że w końcu czuje, że pasuje, że nie jest dziwna i że nie trzeba jej naprawić. Praca w sklepie spożywczym za pewne kojarzy się wielu osobom z powtarzalnością i nudą. Keiko jednak lubi tę rutynę. Daje jej poczucie bezpieczeństwa. Wie co ma być, jak się powinna zachować i czego może oczekiwać od klientów. Poukładany świat bohaterki zostaje zaburzony gdy do sklepu zostaje przyjęty Shiraha, nowy pracownik, który wykazuje podobne nieprzystosowanie do życia.
Bardzo podobał mi się sposób pisania. Płynie się z tekstem. Głównym powodem sięgnięcia po ten tytuł była sama tematyka. Presja w społeczeństwie japońskim (ale nie tylko, to samo jest przecież w Korei Południowej i Chinach, u nas także, ale nie w takim stopniu) do bycia najlepszym zawsze i wszędzie i życia w jeden słuszny sposób jest ogromna i kultywowana od pokoleń. Gdy człowiek coraz więcej dowiaduje się o realiach życia w takim społeczeństwie (zwłaszcza problemach i konsekwencjach bycia innym) nagle ta cała słodko-lukrowa popkulturowa otoczka rozpada się na kawałki i przestaje już być tak fajnie.
Keiko mimo że była dosyć specyficzna to zyskała moją sympatię, rozumiałam jej rozterki. Myślę, że każdy mający jakieś doświadczenie w obsłudze klienta (zwłaszcza pracując w sklepach) jest w stanie poczuć nić porozumienia z bohaterką. Było naprawdę dobrze do momentu gdy nie pojawił się drugi bohater, czyli Shiraha. Jak tylko o nim pomyślę to krew mi się gotuje. Niestety, ale swoją osobą wymazał wszystkie poprzednie wrażenia z lektury. Dla mnie to był chybiony pomysł. W ogóle nie umiałam uwierzyć, że Keiko i Shiraha zmagają się z podobnymi problemami.
Ona w pewien sposób zaakceptowała swoją inność, nauczyła się z tym żyć. Utrzymuje się sama, lubi swoją pracę i nie robi nikomu krzywdy swoim stylem bycia. Shiraha jest zupełnie inny. Mam wrażenie, że dorabia sobie ideologię (a właściwie teorię, że obecny świat to nadal epoka neolitu tylko w nowoczesnym wydaniu) do swojej słabej sytuacji życiowej. Nie chce podjąć żadnej pracy. Nie lubi gdy inni go oceniają i wchodzą w jego życie, ale nie ma problemu z tym by sam tak robić. Obwinia innych ludzi za swoje porażki a ratunku upatruje w ślubie z bogatą kobietą i życiu na jej koszt. Oczywiście żadnej wybranki nie udaje mu się znaleźć ponieważ żadna nie pasuje do jego wymagań. Taki Ferdek Kiepski tylko bardziej. Autentycznie typ jest równie wkurzający jak przerażający. Jego zacięcie stalkersko-incelskie i teksty o kobietach przyprawiają o dreszcze i zgrzytanie zębami. Jakbym miała do czegoś przyrównać jego zachowanie to do facetów co mówią, że wskaźnik samobójstw u mężczyzn jest wysoki i czemu nikt się tym nie interesuje a jednocześnie krytykują innych mężczyzn za byle gówno, np. to, że mają emocje, że mówią o swoich problemach i że nie są typowymi macho. Nie wiem na jakiej płaszczyźnie on i Keiko są podobni.
Ale wracając do samej książki, spodobało mi się zakończenie. Idealnie się wpasowuje w klimat książki. Na szczęście nie sprawdziły się moje teorie i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Gdyby koniec był inny to myślę, że nie współgrało by to z całością. Na koniec parę słów o wydaniu, które jest śliczne. Kolorystyka i styl ilustracji (a la akwarele) bardzo pasują.
Jest to z pewnością dziwna książka i nie każdemu podejdzie. Szczerze mówiąc, sama nie wiem co do końca o niej sądzić. Podobała mi się, ale ta łyżka dziegciu w postaci Shirahy sprawiła, że raczej nie pozostanie mi długo w pamięci. Niemniej jednak nie żałuję lektury. Jeśli ktoś interesuje się tematyką azjatycką to polecam, ale z małą adnotacją, żeby nie mieć żadnych oczekiwań i dać się zaskoczyć. Ja oczekiwałam nie wiadomo czego i trochę się zawiodłam.
Być może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że Keiko robi to od osiemnastu lat, lubi to i ku rozczarowaniu (zdziwieniu?) rodziny nie ma zamiaru się ustatkować wychodząc za mąż lub szukać lepszego zatrudnienia. Wizja schematycznego życia jak większość społeczeństwa ją po prostu nie interesuje. Odkąd pamięta była tą dziwną osobą, nie do końca rozumiała emocje i zachowania innych ludzi. Zresztą ten brak zrozumienia działał w dwie strony. Środowisko przez lata próbowało ją naprawić by niczym puzzel pasowała do układanki. Udało im się, ale tylko pozornie. Keiko z czasem wyuczyła się oczekiwanych od niej emocji i zachowań, ale nadal nie rozumiała czemu akurat tak należy postępować. Praca w konbini sprawia, że w końcu czuje, że pasuje, że nie jest dziwna i że nie trzeba jej naprawić. Praca w sklepie spożywczym za pewne kojarzy się wielu osobom z powtarzalnością i nudą. Keiko jednak lubi tę rutynę. Daje jej poczucie bezpieczeństwa. Wie co ma być, jak się powinna zachować i czego może oczekiwać od klientów. Poukładany świat bohaterki zostaje zaburzony gdy do sklepu zostaje przyjęty Shiraha, nowy pracownik, który wykazuje podobne nieprzystosowanie do życia.
Bardzo podobał mi się sposób pisania. Płynie się z tekstem. Głównym powodem sięgnięcia po ten tytuł była sama tematyka. Presja w społeczeństwie japońskim (ale nie tylko, to samo jest przecież w Korei Południowej i Chinach, u nas także, ale nie w takim stopniu) do bycia najlepszym zawsze i wszędzie i życia w jeden słuszny sposób jest ogromna i kultywowana od pokoleń. Gdy człowiek coraz więcej dowiaduje się o realiach życia w takim społeczeństwie (zwłaszcza problemach i konsekwencjach bycia innym) nagle ta cała słodko-lukrowa popkulturowa otoczka rozpada się na kawałki i przestaje już być tak fajnie.
Keiko mimo że była dosyć specyficzna to zyskała moją sympatię, rozumiałam jej rozterki. Myślę, że każdy mający jakieś doświadczenie w obsłudze klienta (zwłaszcza pracując w sklepach) jest w stanie poczuć nić porozumienia z bohaterką. Było naprawdę dobrze do momentu gdy nie pojawił się drugi bohater, czyli Shiraha. Jak tylko o nim pomyślę to krew mi się gotuje. Niestety, ale swoją osobą wymazał wszystkie poprzednie wrażenia z lektury. Dla mnie to był chybiony pomysł. W ogóle nie umiałam uwierzyć, że Keiko i Shiraha zmagają się z podobnymi problemami.
Ona w pewien sposób zaakceptowała swoją inność, nauczyła się z tym żyć. Utrzymuje się sama, lubi swoją pracę i nie robi nikomu krzywdy swoim stylem bycia. Shiraha jest zupełnie inny. Mam wrażenie, że dorabia sobie ideologię (a właściwie teorię, że obecny świat to nadal epoka neolitu tylko w nowoczesnym wydaniu) do swojej słabej sytuacji życiowej. Nie chce podjąć żadnej pracy. Nie lubi gdy inni go oceniają i wchodzą w jego życie, ale nie ma problemu z tym by sam tak robić. Obwinia innych ludzi za swoje porażki a ratunku upatruje w ślubie z bogatą kobietą i życiu na jej koszt. Oczywiście żadnej wybranki nie udaje mu się znaleźć ponieważ żadna nie pasuje do jego wymagań. Taki Ferdek Kiepski tylko bardziej. Autentycznie typ jest równie wkurzający jak przerażający. Jego zacięcie stalkersko-incelskie i teksty o kobietach przyprawiają o dreszcze i zgrzytanie zębami. Jakbym miała do czegoś przyrównać jego zachowanie to do facetów co mówią, że wskaźnik samobójstw u mężczyzn jest wysoki i czemu nikt się tym nie interesuje a jednocześnie krytykują innych mężczyzn za byle gówno, np. to, że mają emocje, że mówią o swoich problemach i że nie są typowymi macho. Nie wiem na jakiej płaszczyźnie on i Keiko są podobni.
Ale wracając do samej książki, spodobało mi się zakończenie. Idealnie się wpasowuje w klimat książki. Na szczęście nie sprawdziły się moje teorie i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Gdyby koniec był inny to myślę, że nie współgrało by to z całością. Na koniec parę słów o wydaniu, które jest śliczne. Kolorystyka i styl ilustracji (a la akwarele) bardzo pasują.
Jest to z pewnością dziwna książka i nie każdemu podejdzie. Szczerze mówiąc, sama nie wiem co do końca o niej sądzić. Podobała mi się, ale ta łyżka dziegciu w postaci Shirahy sprawiła, że raczej nie pozostanie mi długo w pamięci. Niemniej jednak nie żałuję lektury. Jeśli ktoś interesuje się tematyką azjatycką to polecam, ale z małą adnotacją, żeby nie mieć żadnych oczekiwań i dać się zaskoczyć. Ja oczekiwałam nie wiadomo czego i trochę się zawiodłam.